Będąc nastolatką, z pasją pochłaniała kolorowe, luksusowe magazyny i zachwycała się życiem rówieśników z kultowych amerykańskich seriali. Nieśmiało marzyła o tym, że w przyszłości jej własne życie będzie wyglądało choć w połowie tak samo jak to kreowane przez zagraniczne media w latach 90. Odkąd zaczęła mówić o marzeniach na głos, te zaczęły się spełniać.
Pomogła im w tym swoją ponadprzeciętną pracowitością, ambicją, determinacją i wyjątkowo wykształconym wyczuciem piękna i estetyki. Dziś Marta Szyderska jest właścicielką DerClinic by dr Martha, szczęśliwą żoną i mamą. Właśnie spełnia kolejne marzenia – ma już nowy plan na biznes w branży medycyny estetycznej… na Bliskim Wschodzie!
Marta Szyderska
Założycielka i właścicielka DerClinic by dr Martha, lekarka medycyny estetycznej. Absolwentka Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi oraz studiów podyplomowych z medycyny estetycznej i kosmetologii lekarskiej. Obecnie w trakcie specjalizacji z chirurgii plastycznej. Uczestniczyła w licznych kursach i stażach poza granicami kraju, m.in. w Miami, Turcji, Singapurze, Tajlandii, Zjednoczonych Emiratach Arabskich i na Tajwanie.
Dlaczego, zaczynając robić karierę w Polsce, zamarzyłaś o sieci własnych klinik na Bliskim Wschodzie?
Po raz pierwszy do Dubaju pojechałam wcale nie tak dawno, bo dwa lata temu z marką Allergan. Od razu spodobało mi się to miejsce na tyle, że w ubiegłym odwiedziłam Zjednoczone Emiraty Arabskie aż pięć razy. Widzę tam ogromne zapotrzebowanie na usługi medycyny estetycznej, ginekologii i chirurgii plastycznej – pod tym względem bliskowschodni rynek jest niesamowicie chłonny. Nie ma tam jednak tak determinującego czynnika jak budżet. Zabiegi i operacje kosztują podobnie jak w Polsce, za to specjalistów jest dużo mniej, a wielu z nich oferuje słabą jakość usług. Uważam, w Polsce mamy znakomitych lekarzy, którzy zadziwiliby tym, co potrafią. Ten ogromny rynek chętnie ugościłby polską medycynę estetyczną, bo mamy świetnych specjalistów, doskonale wykształconych, z wyczuciem piękna i estetyki. Nie ma przesady w stwierdzeniu, że wielu z nich można nazwać artystami.
Bycie lekarzem medycyny estetycznej i zajmowanie się chirurgią plastyczną oprócz zdolności manualnych wymaga właśnie wykształconego wyczucia piękna, dobry lekarz musi wiedzieć, co jest ładne i co będzie się podobało pacjentom. I ja to zawsze wiedziałam.
Czy patrzysz więc na co dzień na ludzi pod kątem tego, co byś zmieniła w ich twarzach?
Nie, choć na początku – przyznam się – miałam taką słabość. Nie oceniam, zwariowałabym, dzisiaj robię to tylko w gabinecie. Oczywiście czasem zdarzają się wyjątkowe sytuacje, np. podczas nocy sylwestrowej w luksusowym hotelu w Dubaju, gdzie trudno było nie zatrzymać wzroku na niektórych osobach. Żałowałam, że nie wzięłam z sobą wizytówek, na których widniałby napis: „Jestem dr Marta, leczę powikłania po medycynie estetycznej”. Tam miałabym naprawdę mnóstwo pracy, bo dominuje przesadzona moda ostrzykiwania się.
Przesadne korzystanie z zabiegów medycyny estetycznej i chirurgii plastycznej jest teraz również trendem, zwłaszcza w Dubaju.
Tak, ludzie chcą, żeby było widać, że stać ich na wykonywanie zabiegów. Jednak mi wydaje się, że jeśli postronny obserwator jest w stanie powiedzieć, co zostało zrobione, to efekt nie jest naturalny. To nie jest subtelne odmłodzenie o 10 lat, którym się zajmuję w codziennej pracy. Istnieje cienka granica między byciem superatrakcyjną kobietą korzystającą z zabiegów estetycznych, jednak wciąż wyglądającą pięknie i bardzo estetycznie. Wystarczy jeden, kolejny mililitr wypełniacza, żeby przesadzić. W takich przypadkach trzeba mieć umiejętność powiedzenia komuś „stop”. A ja taką umiejętność posiadam i wielokrotnie odmówiłam wykonania zabiegu, który według mojej wiedzy i poczucia estetyki przyniósłby więcej szkody niż pożytku. Nie chciałabym, żeby po mieście krążyły informacje, że ja jestem autorką ich przemiany.
Z jakimi problemami pacjenci przychodzą najczęściej do Twojego gabinetu?
Podzieliłabym ich potrzeby na trzy rodzaje: leczenie, upiększenie i tzw. przerobienie. W pierwszej grupie są osoby z widocznymi asymetriami, wymagające harmonizacji lub osoby po urazach. W drugiej – pacjenci chcący spowolnić nieubłagalny upływ czasu widoczny na twarzy i ciele. W trzeciej są osoby chcące wyglądać zupełnie inaczej z różnych względów. Często pacjentki przynoszą zdjęcie jakiejś gwiazdy i chcą mieć takie same usta albo powieki. Zanim zaczęłam zajmować się medycyną estetyczną, nie spodziewałam jak dużo w nas, Polkach, kompleksów i niepewności. To dobrze, że z pomocą lekarza można poprawić samopoczucie szybko i w sposób dostępny niemal dla wszystkich, a nie tylko dla najbogatszych. Moją ulubioną grupą pacjentek są dojrzałe panie, które nie dbały o siebie jak należy przez lata, korzystały z solarium lub ze słońca, nie stosowały filtra i nagle zauważyły dość wyraźne oznaki starzenia, więc chcą szybko osiągnąć spektakularne efekty. Jeśli zdecydują się skorzystać z moich wskazówek, osiągają je. A to bardzo często wpływa pozytywnie również na ich życie prywatne i zawodowe, ponieważ przekłada się na większą pewność siebie i zadowolenie z życia. Przed wykonaniem zabiegów u takich dojrzałych pań zawsze przeprowadzam szczegółowy wywiad medyczny. We współczesnym społeczeństwie co trzecia dorosła kobieta ma problemy ze zdrowiem, np. zapada na chorobę Hashimoto. Wykonanie wielu zabiegów w takim przypadku wiąże się z powikłaniami. Co czwarta kobieta zachoruje na raka piersi, więc dobierając jej zabiegi, należy przeanalizować jej stan zdrowia i zastanowić się, czy np. opłaca się wykonywać zabiegi na bazie tzw. twardych stymulatorów. Dotyczy to choćby kwasu polimlekowego, ale istnieją też takie substancje, które indukują w organizmie stan zapalny nawet przez pięć lat. Kiedy w połowie czasu działania takiego biostymulatora pacjentka zachoruje na nowotwór piersi, może spowodować on przerzuty raka. Dlatego do każdego odwiedzającego mój gabinet należy podejść indywidualnie, skonsultować oraz rozważyć korzyści i ewentualne ryzyko. Wiele moich dojrzałych pacjentek chce osiągnąć jak najlepszy efekt odmłodzenia, ale uświadamiam im, że nie wiadomo, co wydarzy się przez następnych kilka lat, więc może warto zacząć od stosowania delikatniej działających metod. Nie chcę, by zrozumiano mnie źle – uwielbiam efekty zabiegów z wykorzystaniem kwasu polimlekowego, jest to wspaniała substancja – jednak dla zdrowych ludzi. W moim przekonaniu daje on ładniejsze i lepsze rezultaty odmłodzenia niż np. iniekcje kwasem hialuronowym, ponieważ poprawia również kondycję skóry przez stymulację produkcji kolagenu. Z kolei nadużywanie kwasu hialuronowego może przy równoczesnych chorobach towarzyszących spowodować, że twarz wydaje się napuchnięta od nadmiaru wody, efekt jest fatalny, bo przypomina tzw. pillow face. Podsumowując: wywiad medyczny i wiedza na temat chorób jest bardzo ważna przed ułożeniem planu zabiegowego. Nikt mnie nigdy nie przekona, że osoby, które nie są lekarzami, mogą robić jakiekolwiek zabiegi oparte na iniekcjach! To ogromne ryzyko, jedynie my mamy do tego odpowiednie kompetencje.
Co doradzasz pacjentkom, które chcą uzyskać wymarzony efekt w trakcie jednej wizyty?
Uświadamiam im, że w zabiegi medycyny estetycznej należy inwestować regularnie, tak jak inwestuje się w leczenie zębów i odwiedza często dentystę, tak jak bywa się na siłowni lub u manikiurzystki. Zawsze też mówię, że aby pojawiły się wymarzone efekty, musi minąć określony czas, a do całego procesu odmładzania należy podejść holistycznie. Nikt, kto przyjdzie dwa razy w roku na zabieg z użyciem toksyny botulinowej, nie będzie wyglądał 10 lat młodziej niż rówieśnicy, najlepiej odwiedzać gabinet medycyny estetycznej co trzy miesiące. Trzeba też zwracać uwagę na fakt, że medycyna estetyczna daje najlepsze efekty u zdrowych ludzi. Warto zadbać o tzw. wellbeing. Jeśli nie jest się aktywnym fizycznie, nie odżywia się właściwie, posiada się złe nawyki i nie stroni od używek, to skąd skóra ma mieć zdolności do regeneracji?
Co według Ciebie może zrobić pacjent, by zabiegi przyniosły jak najlepsze efekty?
Powinien dbać ogólnie o tzw. dobrostan organizmu. Niezwykle istotna jest profilaktyka. Badajmy się wszyscy zgodnie z wytycznymi! Zawsze zalecam picie 2,5 litra wysoko zmineralizowanej wody dziennie. Bardzo ważna jest aktywność fizyczna, prawidłowa masa ciała, ale wciąż nie docenia się dobrej kondycji psychicznej, która naprawdę wpływa nie tylko na samopoczucie, lecz także na to, jak wyglądamy. Trzeba dbać o siebie kompleksowo, każdego dnia, nie tylko raz na kilka miesięcy w gabinecie lekarskim. Wiem, że to wszystko jest trudne, ale jestem lekarzem, który bardzo chętnie ułatwia osiągnięcie celu. Czy wiesz, że w zeszłym roku wykonaliśmy ponad 100 zabiegów liposukcji podbródka?
Kogo według Ciebie najtrudniej zadowolić zabiegami estetycznymi?
Na pewno ludzi z nierealnymi oczekiwaniami, a jest ich sporo. Ciężko też mieć satysfakcjonujące rezultaty estetyczne w przypadku osób z uzależnieniem od tytoniu i alkoholu. Miałam kiedyś pacjentkę, która przyszła do mnie na blefaroplastykę, ale była po ostrym, poalkoholowym zapaleniu trzustki. Miała fatalną skórę. Rozplanowałam jej zabiegi, długo rozmawiałyśmy. Były łzy i chyba wtedy do niej dotarło, że trochę się w swoim życiu zagubiła. Odkąd odstawiła alkohol, naprawdę wygląda aż o 10 lat młodziej! To są takie momenty, gdy naprawdę kocham swoją pracę, dają mi ogrom pozytywnej energii.
Jesteś młodą lekarką, która ma odwagę stosować autorskie metody zabiegowe. To wymaga nie tylko odwagi, lecz także solidnej wiedzy.
Uważam, że najwięcej i wiedzy, i doświadczenia dały mi praktyki oraz szkolenia zdobyte za granicą. Najwięcej podczas całej specjalizacji z chirurgii plastycznej nauczyłam się w trakcie kilku tygodni pracy na bloku operacyjnym w Miami. Dlatego zawsze wierzyłam, że inwestycja w siebie jest najlepszą inwestycją. Jeżdżąc na kongresy po całym świecie – po Ameryce, Azji i Europie – zrozumiałam, że warto postawić na siebie i uczyć się od najlepszych z wszystkich kontynentów. Bo łatwiej o odwagę w działaniu, kiedy masz gruntowną wiedzę. Za granicą, głównie w Azji, podpatrzyłam, jak pracować, by mieć lepsze efekty, i te obserwacje postanowiłam przełożyć na polskie realia. U nas wszystkim zależy na naturalnym efekcie. Jednak w przeciwieństwie do wielu lekarzy nie jestem fanką stymulatorów tkankowych, wręcz uważam, że one niemal nie działają. Moim zdaniem to delikatny zabieg, który może być stosowany jako prewencja starzenia. Ale czy pacjenci widzą po tym superefekt? Wątpię. Ja stawiam na zabiegi, które dają naturalne, ale widoczne rezultaty odmładzające.
Jakie zabiegi więc wobec Ciebie są najskuteczniejsze i dają najlepsze rezultaty w odmładzaniu?
Zabiegi łączone! Botoks z plastyką powiek. Plastyka powiek z liftingiem brwi. Kwas polimlekowy w połączeniu z aminokwasami. Lipofilling z komórkami macierzystymi! Nie udzielę ci konkretnej odpowiedzi, bo każdy pacjent jest inny, ma inne oczekiwania, predyspozycje i marzenia. Lubię też wykonywać liftingi twarzy z użyciem nici, nie stosuję jednak zwykłych nici PDO, tylko te z kwasu polimlekowego, które są w stanie mechanicznie dokonać repozycji tkanek i dodatkowo stymulują skórę. Moim kolejnym ulubionym zabiegiem, który wykonuję u pacjentów, jest ten z wykorzystaniem polikaprolaktonu. Trochę słabiej pobudza skórę do produkcji kolagenu i elastyny, za to dodaje więcej objętości. Jego działanie można porównać do połączenia kwasu hialuronowego i polimlekowego. Oczywiście pracuję też z wypełniaczami na bazie kwasu hialuronowego – uważam, że nie ma lepszego produktu do modelowania ust.
Używasz wypełniaczy na bazie kwasu hialuronowego do odbudowy objętości twarzy?
Tak, to nadal niezwykle popularny, ekonomiczny i niewymagający specjalnej rekonwalescencji zabieg. Nie zapominajmy o jego najważniejszej zalecie: jest bezpieczny, bo w 100 proc. odwracalny.
Zdarzają się takie przypadki pacjentów, które potrafią Cię zdziwić?
Zawsze! Do medycyny podchodzę z ogromną pokorą. Obawiam się odległych powikłań u osób, którym wstrzykuje się gdzieś pokątnie, w domach, w salonach kosmetycznych substancje aktywne. Jest takie powiedzenie: „W medycynie jak w kinie, wszystko może się zdarzyć”. I bywa, że spotykam się z nietypowymi sytuacjami, a raczej z nietypowymi reakcjami pacjentów na dany preparat.
Jesteś w trakcie specjalizacji z chirurgii plastycznej. Jakie zabiegi z pogranicza chirurgii i medycyny dają Ci najwięcej satysfakcji w pracy?
Ciężko wybrać (śmiech), ale nieskromnie przyznam, że uzyskuję świetne efekty iniekcjami toksyny botulinowej w połączeniu z blefaroplastyką. Najpierw ustawiam toksyną brwi tak, jak powinny wyglądać. Nadmiar skóry na powiekach usuwam za pomocą noża radiochirurgicznego, dzięki temu zabieg nie jest krwawy i prawie nie powoduje siniaków. Szczególnie lubię wykonywać ten zabieg u mężczyzn, jeśli w tym samym czasie wykonuje się u panów przeszczep włosów, efekty są naprawdę imponujące!
Porozmawiajmy o autorskich metodach, które przełożyły się na coraz większą rzeszę pacjentów w Twojej klinice. Jako jedna z nielicznych znanych mi lekarek wykorzystujesz toksynę botulinową na niemal każdą partię twarzy.
Tak, czasem nawet powiększam usta botoksem. Wielu lekarzy wykonuje tę procedurę tylko na 1/3 górnym piętrze, bo taką rejestrację ma toksyna, a wykonywanie reszty jest off-label. Tymczasem najszerszy mięsień szyi, czyli platysma, ma swoje przyczepy również na twarzy. Niewiele osób wie, że bardzo często „chomiki” są spowodowane bardzo dużą aktywność szyi. Siedzący tryb życia z telefonem w ręku, pochylanie się nad komputerem, wady postawy – to wszystko sprawia, że ten mięsień jest ciągle napięty, nie tylko tworzą się tzw. pierścienie Wenus, lecz także ciągnie on w dół tkanki z twarzy. W połączeniu z działającą siłą grawitacji, fizjologicznym starzeniem, osłabieniem więzadeł, odwraca się tzw. trójkąt młodości, a twarz wygląda na zmęczoną i smutną. Żeby prawidłowo podać tu toksynę botulinową, trzeba doskonale znać anatomię mięśni i wiedzieć, jak się z sobą splatają. Poza tym kluczowa jest rozmowa z pacjentem przed zabiegiem. W trakcie nawet kilkuminutowej wymiany zdań można zaobserwować aktywność mięśni mimicznych i zaproponować pacjentowi leczenie dostosowane do potrzeb. Dokładnie na tym polega jedna z naszych usług zwana Full Face Botoks. Mam oczywiście kilka swoich trików, by zabieg był skuteczny i pozbawiony działań niepożądanych. Używam mocniej stężonego produktu, dzięki temu nie rozprzestrzenia się on na pozostałe, sąsiadujące mięśnie. Nie są one wcale tak idealnie rozdzielone, jak pokazano w atlasie do anatomii, przenikają się. Przekonałam się o tym wielokrotnie, uczestnicząc w szkoleniach na kadawerach, operacje na twarzy również nie są mi obce (śmiech). Mam pewność, że podczas zabiegu relaksuję właściwe mięśnie i wiem dokładnie, jaki efekt osiągnę.
Nie bałaś się wykonywać autorskich zabiegów po raz pierwszy?
No pewnie i nieraz zdarzały mi się powikłania, np. takie, że ktoś miał asymetryczny uśmiech. Jednak nigdy nie zostawiałam takiego pacjenta samego sobie, a powikłania są odwracalne.
Mnóstwo kobiet w okresie menopauzy ma problemy z nadwagą. Jak „odchudzasz” ich twarze?
Niestety, najpierw muszą po prostu same schudnąć, nie odsysamy tłuszczu z twarzy, możemy usunąć go jedynie z podbródka, a uzyskaną tkankę odwirować i podać w inne miejsce. Przez odwirowanie pozyskujemy tzw. mikrofat, o właściwościach kwasu hialuronowego lub tzw. nanofat do wypełnienia doliny łez. Możemy też wykorzystać komórki macierzyste tkanki tłuszczowej w zabiegu mezoterapii. Lubię te regeneracyjne właściwości tłuszczu. Uważam, że nasze ciało ma wiele cudownych zdolności, a w medycynie regeneracyjnej upatruję przyszłość.
Byłaś na szkoleniu w Turcji, obserwowałaś pracę lekarzy na sali operacyjnej. Ich relacje na Instagramie i rezultaty, które uzyskują, wyglądają spektakularnie.
W Turcji przeprowadza się mnóstwo procedur. Pacjenci, którzy tam wyjeżdżają – mam nadzieję – zdają sobie sprawę z tego, że niższa cena zabiegów jest związana z większym ryzykiem. Zwróć uwagę, że u osoby, która kładzie się na stół operacyjny, w ciągu kilku godzin wykonuje się jednocześnie wiele procedur – zostaje odessany tłuszcz z brzucha, z talii, przeszczepiony w piersi i twarz. Do tego dochodzi lifting twarzy, szyi lub brwi czy liplift. Zaskakujące efekty wynikają z nagłego kontrastu, bo ze szpitala następnego dnia wychodzi inny człowiek. My w Polsce nie musimy robić tych wszystkich zabiegów na raz, jest to mniej bezpieczne i nasi pacjenci nie chcą wyglądać nagle zupełnie inaczej. Chcą wyglądać lepiej, ale nie tak, by inni widzieli, że to zasługa operacji.
Dlaczego zdecydowałaś się zrobić specjalizację z chirurgii plastycznej?
Droga była długa i nie zawsze łatwa (śmiech). Zaczęło się od tego, że wybrałam medycynę ze względu na babcię, która przez lata chorowała na sezonową depresję, nie wychodziła z domu od października do kwietnia. Nie chciała się leczyć. Miała też pewnego rodzaju hipochondrię, wmawiała sobie choroby, wymyślała objawy, które będzie miała po zalecanych lekach. Nie pochodzę z rodziny lekarskiej, mój tata jest strażakiem, a mama pracowała w banku. Wybrałam medycynę, ale już w trakcie studiów zorientowałam się, że nie chcę pracować z ciężko chorymi ludźmi. Szybko też zdobyłam przekonanie, że większość chorób internistycznych – cukrzyca, insulinooporność, nadciśnienie tętnicze – najczęściej wynikają z niewłaściwej diety, braku aktywności fizycznej, nadmiaru stresu, palenia papierosów. A niestety w przypadku chorób cywilizacyjnych ludzie wolą brać tabletki, tłumić objawy, niż zmieniać swój tryb życia. Myślę, że stąd dzisiejsza popularność leków na odchudzanie wśród osób zdrowych, którym wygodniej jest farmakologicznie zahamować uczucie głodu, zamiast jeść zdrowiej i zacząć się ruszać. Bardzo szybko się zorientowałam również, że ponadprzeciętnie interesuje mnie kreowanie piękna i zamiłowanie do rzeczy ładnych. Więc wybierając specjalizację, wiedziałam, że albo chirurgia plastyczna, albo nic. Okazało się, że jest jedno wolne miejsce na specjalizację w Szczecinie, nie wahałam się ani chwili, przeprowadziłam się. Wcześniej studiowałam w Łodzi, bo chciałam być na tyle daleko, żeby się wyrwać z domu i na tyle blisko, żeby rodzice mnie z niego wypuścili (śmiech).
Pierwsza praca w szpitalu nie zrobiła na Tobie pozytywnego wrażenia?
Wręcz przeciwnie, okazało się, że praca na dyżurach w szpitalu jest bardzo wymagająca i stresująca. To była prawdziwa szkoła życia dla młodej lekarki. Wiele godzin spędziłam na chirurgicznej izbie przyjęć, doskonaląc techniki szycia u poparzonych pacjentów czy u osób po amputacjach. Pamiętam, jak którejś nocy trafił do mnie pacjent po ucięciu kciuka piłą, udało mi się uratować ten palec – przyszyć i zrobić przeszczep skóry. Był zachwycony, dziękował ze łzami w oczach za możliwość powrotu do normalnej pracy i życia. Takie budujące historie niestety nie zdarzają się w szpitalu codziennie, to raczej wyjątki. To była bardzo wymagająca praca i gdy w rezultacie zrobiłam sobie podsumowanie, doszłam do wniosku, że zarabiam na godzinę o połowę mniej, niż kosztuje manikiur i okupuję to codziennym przewlekłym stresem. Nie chciałam tak. Byłam wychowana na blokowisku na warszawskim Bemowie w latach 90., oglądałam „Beverly Hills, 90210” i „Seks w wielkim mieście”. Chciałam zostać kimś, coś w życiu osiągnąć, pracować na rzeczy, które mnie ucieszą. To nie łączyło się w logiczną całość z moją pracą w szpitalu. Teraz, podróżując po świecie i szkoląc się w innych klinikach, widzę, że za granicą jesteśmy w stanie nauczyć się dużo więcej niż w Polsce.
Odeszłaś więc ze szpitala i zaczęłaś zajmować się medycyną estetyczną?
Nie miałam wyboru, po przeprowadzce do Szczecina od początku musiałam utrzymywać się sama, a praca w szpitalu nie wystarczyłaby nawet na mieszkanie. Medycyna estetyczna pozwalała mi równolegle zarabiać pieniądze stosunkowo niewielką liczbą godzin pracy. Jednak nigdy nie traktowałam tego zajęcia wyłącznie jako sposobu zarobienia pieniędzy na przyjemności, od początku inwestowałam w kursy i szkolenia. Od początku miałam też łatwość w pozyskiwaniu pacjentów, bo wiedziałam, jak estetycznie wymodelować usta, zrobić odpowiednio botoks. Trafiłam w tym czasie również na wielu polskich wybitnych lekarzy szkoleniowców, którzy przekazali mi mnóstwo bezcennej wiedzy. Po powrocie ze Szczecina do Warszawy zaczęłam się zastanawiać, czy opłaca mi się pracować w znanej klinice, czy jednak pójść swoją drogą. Znowu postanowiłam zainwestować w siebie, jednak wciąż chciałam jednocześnie i pracować, i się uczyć. Przyjmowałam pacjentów w kilku różnych gabinetach, więc spinało mi się to finansowo na tyle, że dwa lata temu otworzyłam DerClinic w Grodzisku Mazowieckim.
Skąd taka nietypowa lokalizacja – Grodzisk, a nie Warszawa, w której mieszkasz?
Właściwie to całkowity zbieg okoliczności. Po kilku latach współpracy z pewną grodziską kliniką miałam inne zdanie dotyczące jakości świadczonych usług i… duże grono stałych, wiernych pacjentek. Wtedy postanowiłam zaryzykować i otworzyć własne miejsce. Teraz jesteśmy na etapie intensywnego rozwoju. Zaczęło nam brakować gabinetów do przyjmowania pacjentów, ponieważ zatrudniam lekarzy, pielęgniarki i kosmetologów. Chcę też otworzyć klinikę w Warszawie. Wymarzyłam sobie prestiżową lokalizację i podjęłam już kroki, by te marzenia się spełniły. Trzymaj kciuki!
Tak intensywny rozwój wymaga zatrudnienia ludzi, którym powierzysz markę sygnowaną własnym nazwiskiem.
Sama przyjmuję w klinikach w wybrane dni, ale oczywiście zanim innym pozwolę przyjmować pacjentów, podzielę się z personelem swoim know-how, by wykonywał zabiegi dokładnie tak, jak robię je ja. Wierzę w holistyczne podejście do pacjenta, współpraca lekarza medycyny estetycznej, dermatologa, ginekologa, endokrynologa i kosmetologa to w DerClinic standard.
Marta, na koniec rozmowy podsumuję ze zdziwieniem: masz klinikę w Grodzisku Mazowieckim, półroczne dziecko, męża, trzy psy, plany otwarcia nowych gabinetów w prestiżowych miejscach. Dodatkowo chcesz podbić rynek medycyny estetycznej na Bliskim Wschodzie. Zadziwiasz mnie! W jaki sposób zamierzasz to wszystko zrobić?
To bardzo dobre pytanie! (śmiech). Najtrudniejsze, które mi dzisiaj zadałaś. Chyba wynika to z mojej śmiałości życiowej, ambicji i optymizmu. Zawsze wierzę w to, że wszystko, co planuję, zrealizuję. I tak zazwyczaj się dzieje. Oczywiście jest to kwestia pracowitości, doskonałej organizacji i umiejętności delegowania obowiązków. Zdarzają się w życiu decyzje biznesowe, które czasem nie należą do najlepszych, ale one też dają poczucie działania, a nie stania w miejscu. W moim życiu zawsze dzieje się mnóstwo rzeczy naraz. Otwarcie kliniki zbiegło się z wybuchem wojny w Ukrainie i ślubem na Santorini. Jednak warto realizować swoje marzenia. Upór, ambicja i wizja sukcesu towarzyszą mi każdego dnia. Upór jest ważny, ponieważ osiągnięcie sukcesu często wymaga pokonywania przeszkód i słabości. Wytrwałość pomogła mi utrzymać się na ścieżce rozwoju nawet w obliczu niepowodzeń i problemów. A miałam ich w życiu sporo, napotykałam i kłopoty finansowe, i techniczne, miewałam problemy z konkurencją. Jednak nie poddawałam się i pracowałam ciężko i mądrze. Wizja sukcesu też odgrywa kluczową rolę, dzięki niej nadaję sobie jasne cele i obieram właściwe kierunki nawet w codziennych decyzjach. Działa jak motywator. Marzę, żeby na koniec życia stwierdzić, że przynajmniej próbowałam. Przecież na koniec nie żałuje się tego, co się zrobiło, tylko tego, na co się nie odważyło. A – i jeszcze najważniejsze: nie byłabym w tym miejscu, gdzie jestem, bez ogromnego wsparcia mojego kochanego męża.
Rozmawia:
Magdalena Błaszczak
redaktor naczelna „Estetycznego Magazynu”
i redaktor prowadząca www.estetyczny-portal.pl
„Przede wszystkim nie szkodzić” – wywiad z dr n. med. Sybillą Brzozowską-Mańkowską
Podczas zabiegów zawsze kieruje się zasadą, żeby nie wypaczać tego, co stworzyła natura – nie zmieniać niepotrzebnie rysów twarzy, nie zamrażać mimiki. Dr n. med. Sybilla Brzozowska-Mańkowska uważa, że zasada „primum non nocere” obowiązuje również w medycynie estetycznej. Sprawianie, że ludzie wyglądają nienaturalnie to wyrządzanie krzywdy…
Zaburzenia owalu, czyli brak tzw. półki, którą tworzy linia biegnąca od bródki do kąta żuchwy, jest związane z procesem starzenia i zachodzi u wszystkich osób. …
Obserwując rynek medycyny estetycznej, z całą pewnością można stwierdzić, że ultrasonografia wysokich częstotliwości w gabinetach lekarzy medycyny estetycznej cieszy się coraz większą popularnością i uznaniem. …