fbpx

Jak wybrać najlepszy lifting?

Autor Przemek

Kiedyś traktowano go jak ostatnią deskę ratunku dla dojrzałych osób, u których zabiegi medycyny estetycznej nie przynosiły skutku. Dziś na całym świecie korzystają z nich młodzi, często już po 30. roku życia. 

dr n. med. Piotr Osuch

dr Piotr Osuch o liftingu

Specjalista chirurgii plastycznej i ogólnej. Absolwent Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego oraz Uniwersytetu McGill w Montrealu. Specjalizuje się w liftingach twarzy (deep plane, SMAS, MACS i endoskopii twarzy).

Dlaczego coraz więcej młodych ludzi, przed 40. rokiem życia, chce mieć lifting?

Wynika to z faktu, że wypełniacze tracą na popularności. Używa się ich coraz rzadziej, ponieważ nie wszystko można bezpiecznie nimi modelować bez ryzyka wtórnych zniekształceń albo przemieszczenia się. Oczywiście niewielka ilość wypełniacza krzywdy nie zrobi, ale solidniejsza stanowi już ciało obce, które może zachowywać się w nie do końca przewidziany sposób. Dodatkowo część pacjentów zainteresowanych liftingiem zgłasza się do mnie, ponieważ  są niezadowoleni z efektów zabiegów nićmi liftingującymi. Szukają innych rozwiązań, a wówczas jedynym słusznym jest lifting.

Czy pacjenci nie obawiają się widocznych blizn po operacji?

To tak naprawdę jedyna obawa – czy da się tak przeprowadzić zabieg, by blizna była mało widoczna i jak najmniejsza. Tymczasem blizn można bardzo często uniknąć, stąd na świecie jest też intensywny rozwój liftingów endoskopowych. W Polsce wykonuje się głównie lifting endoskopowy czoła i brwi, podnosi się je przez małe nacięcia, które są ukryte we włosach. Najczęściej jest ich zaledwie 4–5, mają długość 2 cm. Z tych nacięć powstaje dostęp aż do poziomu kości i można przesunąć tkanki ku górze. Coraz więcej już mówi się w Polsce o liftingach dolnej części twarzy, również z nacięć ukrytych we włosach. Zainteresowane takimi technikami są szczególnie młode osoby, które nie narzekają na nadmiar skóry. Bo jeśli takowy istnieje, faktycznie bardzo trudno go zredukować bez pozostawienia blizny. Zawsze gdy redukuje się skórę, zostaje jakiś ślad po operacji, linię cięcia chowamy wtedy w typowych miejscach – albo na granicy włosów, albo przed uszami lub za uszami.

Liftingi są różne, niektóre z założenia mają bliznę na przedniej linii włosów, nad czołem, oczywiście ona również może być mało widoczna. To jedyna metoda, która pozwala nam zmniejszyć wielkość czoła, rozprostować tu zmarszczki, usunąć nadmiar skóry. Po takim liftingu pozostaje nieregularna linia w kształcie cienkiej kreski, która będzie mało zauważalna. U osób, które mają niskie czoło, nisko położone brwi, można ten zabieg wykonać przez lifting endoskopowy, gdzie nie wycina się nadmiaru skóry.

Jakie są obecnie rodzaje liftingów chirurgicznych i które przeprowadza Pan u swoich pacjentów?

Możemy je podzielić według chronologii ich wykonywania. Najstarsze to tzw. liftingi skórne, które polegają na nacięciu skóry, jej napięciu i zszyciu. Są one najpłytszym rodzajem, ale przez to też najmniej trwałym. Ich efekt może się utrzymywać rok, trzy lata, ale może też kilka miesięcy, zależy to od jakości skóry. Im bardziej rozciągliwa skóra, tym bardziej krótkotrwały efekt. Im twardsza i sztywniejsza, rezultat utrzyma się dłużej. Jednak z założenia jest to lifting najmniej skuteczny, choć bardzo dobrze tolerowany, bo i uraz w wyniku operacji jest niewielki. Na pewno bardzo łatwo pochwalić się jego rezultatami „przed” i „po” na Instagramie, ponieważ skóra szybko się goi i rezultat pojawia się niemal od razu, nie ma obrzęku, twarz wygląda na napiętą. Niestety, nikt nie chwali się tym efektem po kilku latach, bo i nie ma już czym. Te liftingi chętnie wykonują lekarze niechirurdzy, nie wymagają one gruntownej wiedzy z anatomii chirurgicznej,  sali operacyjnej ani opieki anestezjologa. Jest to płytki zabieg obarczony niedużym ryzykiem, wystarczy znieczulenie miejscowe. Moim zdaniem nie warto go wykonywać, nie mam takiego zabiegu w ofercie swojej kliniki, ponieważ w mojej ocenie jest on nieskuteczny, a pacjenci od liftingu oczekują znacznie więcej. Co ważne – po liftingu skórnym  pozostaje taka sama blizna jak po głębokim.

Są też liftingi, które z założenia mają jak najmniejszą bliznę, to tzw MACS lift (minimal access cranial suspension lift), zaproponowany i opisany po raz pierwszy w 2002 roku przez chirurgów belgijskich: dr Patricka Tonnarda i dr Alexis Verpaele. Pozostaje po nim krótka blizna, cięcie przebiega na granicy włosów i z przodu ucha. MACS lift ma za zadanie podnieść policzki wyżej, poprawić wygląd owalu. Nie ma on zaś wpływu na wygląd szyi, sprawdza się zwłaszcza u młodych osób, które chcą napiąć nieco dolną partię twarzy. Duże znaczenie uzyskanego efektu zależy od wypełnienia tkanek, bo podczas tego zabiegu podaje się tkankę tłuszczową, czyli wykonuje się przeszczep tłuszczu w wybrane obszary twarzy, by zadziałać wolumetrycznie. Jest to lifting wykonywany na powięzi, samo działanie wolumetryczne napina ją w bocznej części twarzy, a w część środkową jest przeszczepiany tłuszcz. Efekt utrzymuje się przez mniej więcej 5–7 lat. Trwałość w dużej mierze zależy od tego, w jaki sposób przyjmie się przeszczepiony tłuszcz, bo przeszczepia się go sporo. Wiadomo, że jeśli ktoś będzie chudł po takim zabiegu, istnieje ryzyko, że zwiotczeje mu twarz. Tłuszcz jest idealnym, nieuczulającym wypełniaczem, ale przyjmuje się tylko w pewnym procencie, zwykle jest to około 50–75 proc. Stąd nierzadko po kilku miesiącach musimy go uzupełnić. Jest to na pewno lifting bardziej zaawansowany od skórnego.

Kolejny rodzaj liftingu to tzw. SMAS (superficial muscular aponeurotic system) – przeprowadzany na układzie powięziowym. Daje możliwość napięcia owalu, policzków, zdefiniowania linii żuchwy, podniesienia szyi. Istnieją jego dwie odmiany: high SMAS i low SMAS – wielu chirurgów plastyków na świecie wykonuje go z bardzo dobrym rezultatem. Niestety, nie jest on do końca skuteczny w korekcji okolicy fałdów policzkowych, ponieważ w trakcie operacji nie uwalnia się głębokich więzadeł. Można oczywiście podać dodatkowo tłuszcz lub kwas hialuronowy, jest to też jakaś opcja. Podczas zabiegu skóra jest szeroko preparowana. Rezultat zwykle uzyskujemy na 5–10 lat, po tym czasie lifting można oczywiście powtórzyć.  SMAS różni się jednak od kolejnego liftingu – deep plane. Jest to metoda najbardziej radykalna i niestety technicznie skomplikowana. W trakcie operacji deep plane trzeba dostać się na głęboki poziom, poniżej układu powięziowego SMAS.  Należy przeciąć i uwolnić wszystkie blokujące więzadła, mandibular ligaments, zygomatic ligaments, masetric ligaments, cervical ligaments, i w ten sposób uruchomić cały kompleks tkanek, by można było je dowolnie przesunąć. Skóra nie jest szeroko preparowana, dlatego te w porównaniu do innych liftingów twarzy jest tu najmniejsze ryzyko jej martwicy, ścieńczenia i pojawienia popękanych naczynek. Ponieważ uwolnione tkanki w liftingu głębokim (deep plane) można w swobodny sposób przesuwać, bardzo istotny jest odpowiedni kierunek ich przesunięcia. Najbardziej naturalny jest kierunek pionowy do góry (ma działanie antygrawitacyjne). W związku z głębokością zabiegu i kierunkiem przesunięcia tkanek tę metodę liftingu określam zamiennie nazwą DV lift (deep vertical lift), stanowi on rodzaj mojego trade mark. Jest on najgłębszym liftingiem z zachowaniem właściwego kierunku tkanek. Wszystko po to, by efekt był długotrwały i działał antygrawitacyjnie. Zakładam, że taki lifting wystarczy na 10 lat, a w przypadku stosowania dodatkowych zabiegów podtrzymujących daje szanse na utrzymanie efektu do 15 lat.

Ile trwa operacja i od czego zależy jej czas?

Zależy on w dużej mierze od liczby zaplanowanych etapów. Na przykład podniesienie policzków, poprawa owalu i napięcia szyi to dość szybki zabieg i zajmuje około czterech godzin. Jeśli zaś dodać do tego korekcję brwi, powiek, lip lift, to każda ta procedura trwa odpowiednio długo, więc pobyt na stole operacyjnym może wynosić nawet 10 godzin. Tak rozlegle liftingi twarzy określam jako liftingi combo. Uważam, że korekcje rozlegle wykonane jednoczasowo dają szanse na uzyskanie najbardziej harmonijnych metamorfoz. Wszystkie mankamenty poprawiamy od razu i nic nie odkładamy na później. Są osoby, które w trakcie jednego zabiegu chciałyby wykonać jak najwięcej, bo mają różne problemy logistyczne, np. za mało dni urlopu. U niektórych nie możemy zoperować wielu rzeczy naraz, bo np. nie są do końca zdrowe, mają zaburzenia rytmu serca albo przeszły choroby układu żylnego, więc czas trwania operacji powinien być u nich jak najkrótszy. Wówczas rozkładamy zabiegi na etapy.

Czy to bezpieczne wykonywać tyle różnych procedur w trakcie jednej operacji?

Zawsze trzeba oprzeć bezpieczeństwo na ogólnym stanie zdrowia pacjenta i jego przygotowaniu do zabiegu. Wiadomo, że im dłuższa operacja, tym więcej podawanych leków, większe ryzyko gorszego gojenia, tym dłuższy okres dolegliwości po operacji i ryzyko związane z samym długotrwałym unieruchomieniem. U pacjentów unieruchomionych i pod wpływem narkozy zawsze dążymy do tego, by pobudzić choć minimalnie ich aktywność mięśniową. Dlatego podczas operacji stosujemy masaże, posiadamy materac, który zmienia swoją grubość. Na co dzień, śpiąc, każdy z nas w nocy nieświadomie obraca się wielokrotnie. To ważne, by zmieniać pozycję. Dodatkowo stosujemy pończochy antyżylakowe, by zapobiec ryzyku zakrzepicy żylnej, a przed zabiegiem i po nim podajemy leki przeciwzakrzepowe, żeby zmniejszyć ryzyko zatorowości płucnej.

Jakie stosuje się znieczulenie i w jaki sposób pacjent wybudza się po operacji?

Operujemy z zastosowaniem różnego rodzaju znieczuleń. Czasem jest ono ogólne, zupełne, aparatura oddycha za pacjenta i monitoruje wszystkie czynności życiowe. Wówczas jest on zupełnie wyłączony z jakiejkolwiek samodzielności. Dostaje leki, które do tego stanu go doprowadzają, w trakcie operacji są one dodawane, by utrzymać poziom bardzo głębokiego snu. Gdy ma się obudzić, dostaje środki, które są antidotum na wcześniej podane, i wybudza się w ciągu kilku minut, gdy jest już na sali pooperacyjnej, najpierw pod opieką anestezjologa, potem pod opieką pielęgniarki, aż do kolejnego dnia. Pacjenci spędzają noc w klinice po wszystkich zabiegach, dopiero po porannej kontroli i zmianie opatrunku mogą zostać wypisani do domu.

U pewnych osób, jeśli mają takie warunki anatomiczne, wykonujemy znieczulenie płytsze, dożylne. Oznacza to, że pacjent sam oddycha podczas operacji, ale oczywiście niczego nie czuje ani nie pamięta, choć głębokość snu jest mniejsza niż w przypadku znieczulenia opisanego wyżej. To znieczulenie jest korzystniejsze, ponieważ po wybudzeniu pacjent szybciej czuje się dobrze oraz ma mniejsze ryzyko wystąpienia zatorowości płucnej, choćby dlatego że sam napina mięśnie podczas snu. To, co ważne – szybciej również dochodzi do siebie.

Znieczulenia do operacji mogą działać na różnym poziomie głębokości, my zawsze staramy się, by były takie, jak to konieczne, ale jednak płytsze. Oczywiście wszystkie możliwości są uzgadniane z anestezjologiem przed zabiegiem.

Na noc, po operacji, pacjent ma założone dreny, które są dla nas monitorami pokazującymi, co dzieje się w tkankach głębokich. Dzięki nim wiemy, czy nie zbiera się krew i powstaje krwiak, bo pojawia się on zazwyczaj w pierwszej dobie. Jeśli kolejnego dnia zoperowana osoba czuje się dobrze, wyciągamy dreny, usuwamy opatrunek, przemywamy miejsca, w których są założone szwy. Pacjent w tym dniu i w kolejnych nie odczuwa bólu, jedynie wzmożone napięcie w okolicach uszu i szyi. Na 3–4 dni dostaje zwykłe leki przeciwbólowe, zazwyczaj paracetamol i profilaktycznie antybiotyk, by zapobiec infekcji. Po czterech dniach przychodzi na kontrolę, wymianę opatrunku, umycie włosów i ponowne założenie opatrunku. Po tygodniu nie ma żadnego bandaża, choć nitki są wciąż widoczne na powierzchni skóry. W domu ma wówczas za zadanie natłuszczać blizny zalecaną maścią i przemywać je wodą utlenioną. Już od 2–3 doby zalecam godzinne seanse w tlenowej komorze hiperbarycznej. Terapia tlenem z podwyższonym ciśnieniem powoduje, że obrzęk jest mniejszy i blizny goją się szybciej.

Po jakim czasie od operacji wygląda się dobrze?

Moi pacjenci na potrzeby liftingu biorą sobie trzy tygodnie urlopu, tyle czasu wchłaniają się też siniaki, ale wszystkie szwy są zdjęte już po dwóch tygodniach. Najgorszy jest czwarty dzień po operacji, do tego czasu twarz puchnie i właśnie wówczas pojawia się największy obrzęk. Później, po czterech dniach, opuchlizna zaczyna stopniowo schodzić. Półżartem mówię pacjentom, że w pierwszym tygodniu najlepiej jest pozasłaniać w domu lustra, by się nie wystraszyć. Po tych siedmiu dniach jest zdecydowanie lepiej. Ponieważ wiemy, że czwarty dzień jest krytyczny, właśnie wówczas zawsze zapraszamy pacjenta do kliniki na kontrolę, zmianę opatrunku, a także by go uspokoić, że wszystko jest dobrze. Zwłaszcza że czasem stres wynika z tego, że jedna strona twarzy puchnie bardziej niż druga. A to zupełnie normalne.

Czy wykonuje Pan tylko lifting deep plane?

Chirurg w swojej drodze zawodowej przechodzi pewnego rodzaju ewolucję. Zaczyna od najprostszych prób i zwykle są to liftingi skórne. Kolejnym krokiem jest działanie na powięzi, ale jeszcze bez jej przecinania, zazwyczaj to MACS lift z wykorzystaniem tkanki tłuszczowej. Jest też tak, że za chirurgiem podążają pacjenci w podobnym wieku, widzę to na własnym przykładzie. Gdy zaczynałem praktykę, moimi pacjentkami były dziewczyny w moim wieku lub niedużo starsze. Przychodziły z potrzebami operacji charakterystycznymi dla tej grupy wiekowej – czyli z korektą nosa, powiększaniem piersi. Pojawiały się wówczas też pierwsze próby liftingów skórnych albo MACS lift. Na początku mojej drogi chirurgicznej nie były one związane z dużym stresem, bo nie wymagały też dużego przygotowania. Kolejnym krokiem był SMAS lift, zacząłem operować w głębi tkanek. I tak doszedłem do deep plane. Ciekawe jest to, co się obserwuje na całym świecie – żaden chirurg, który doszedł do metody deep plane, nie wraca do wykonywania wcześniejszego rodzaju liftingu, bo wie, że to on daje najlepsze i najtrwalsze rezultaty. Ewolucja, którą przeszedłem, ucząc się wcześniejszych metod, dała mi możliwość bycia biegłym w tych technikach, które są obecnie najbardziej zawansowane. Na całym świecie – i sądzę, że w Polsce też pojawi się za parę lat – obserwuje się intensywny rozwój liftingów u młodych osób, które chcą uniknąć podawania wypełniaczy. W Stanach bardzo dużo się mówi o zmęczeniu tkanek fillerami, o deformacji, migracjach tych substancji. Wiadomo, że potrzeby skóry u młodych osób są zupełnie inne niż starszych. Nie posiadają oni nadmiaru skóry, a to powoduje, że i blizny będą mało widoczne lub zupełnie niewidoczne. Przewiduję bardzo duży rozwój endoskopowej chirurgii plastycznej twarzy, czyli liftingów endoskopowych. Przykładem jest tzw. lifting endoskopowy pony tail, który umożliwia wiązanie włosów w koński ogon, bez widocznych blizn w okolicach uszu. 

Panuje przekonanie, że lifting twarzy można wykonać maksymalnie dwa razy w życiu. To prawda?

Kiedyś tak mówiono w odniesieniu do liftingów, w trakcie których wycinano dość dużo skóry, ponieważ na niej było oparte napięcie tkanek. Więc na pewno dotyczy to liftingów skórnych i liftingów SMAS. Im częściej się je wykonuje, tym cieńsza staje się skóra, bo ma swoją ograniczoną rozciągliwość. Z kolei w metodzie deep plane w małym stopniu napinamy skórę i działamy na tkankach głębokich, skóra nie traci na swojej jakości. Dlatego często podczas deep plane wykonuje się dodatkowo zabieg laserowego złuszczania skóry. Nie obawiamy się działać na nią, bo nie jest tak mocno odpreparowana od innych tkanek, także nie traci na swoim ukrwieniu. Proszę zwrócić uwagę również na to, że żyjemy coraz dłużej i też decydujemy się na lifting często we wczesnym wieku. Mam grupę pacjentów, którzy wykonali deep plane przed czterdziestką. I będą mogli go wykonywać co 10 lat, jeśli będą chcieli wrócić do tego wyglądu, nawet do późnej starości. Wynika to z faktu, że podczas tej operacji sama skóra nie zmienia się, nie ma więc takich ograniczeń jak kiedyś. O ograniczeniach możemy mówić, jeśli chodzi o plastykę powiek. „Zabieranie” stąd dwa razy nadmiaru skóry nie spowoduje, że będzie on się pojawiał, choć może nam się tak wydawać. Wówczas najczęstszym problemem jest opadające czoło. W przypadku liftingu nie widzę problemu, by wykonać np. trzy liftingi w trakcie całego życia.

Jakie są najczęstsze powikłania związane z liftingiem głębokim?

Staramy się tak dobrać rodzaj liftingu dla danego pacjenta, by proces gojenia był szybki i jak najmniej dokuczliwy. Jednak ryzyko powikłań zawsze jest. To, które występuje najczęściej, to krwiak, ma go 1 pacjent na 10. Umiejscawia się np. na policzku albo na szyi i jest zbiornikiem wielkości kasztana. Nie zagraża w żaden sposób życiu, ale zniekształca miejscowo tkanki i jeśli pozostawimy go tak, może spowodować stwardnienia lub nierówność. Również z tego powodu po zabiegu pacjent pozostaje pod obserwacją i ma pozostawiony dren. Mimo że stosujemy zabezpieczenia, by nie doprowadzić do powstania krwiaka – dana osoba przebywa przez dobę w klinice, ma podawane leki obniżające nieco ciśnienie i założone dreny – nie możemy zagwarantować, że się nie pojawi. Jeśli tak się dzieje, muszę uwolnić szwy, wypłukać tkanki, założyć szwy z powrotem. To wiąże się z ponownym położeniem się na stole operacyjnym i pewnym rodzajem dyskomfortu, ale stanowi sytuację, w której trzeba zadziałać, by efekt liftingu był taki, o jakim marzymy.

Drugim najczęściej występującym powikłaniem są zaburzenia czucia. Pojawiają się prawie zawsze w miejscach operowanych – 4 cm przed uszami i na podbródku – tu czucie wraca po mniej więcej trzech miesiącach. Jest to powikłanie zawsze związane z zabiegiem, w miarę jak regenerują się nerwy czuciowe, wszystko wraca do normy. Ryzykiem, o którym bardzo dużo się mówi, ale występuje niezwykle rzadko, jest porażenie mimiki. Mam wrażenie, że ponieważ brzmi to spektakularnie, stanowi chyba jedyny miecz obronny osób zajmujących się tzw. nieoperacyjnymi liftingami twarzy. Chcą zniechęcić często osoby do operacji, tłumacząc, że lifting chirurgiczny sparaliżuje im twarz.

Czy porażenie mimiki jest odwracalne?

W sytuacjach kiedy występuje, jest odwracalne i najczęściej wszystko powraca do normy też po trzech miesiącach. Jest to związane z tym, że wskutek podciągania i napięcia tkanek drobne zakończenia nerwowe mogą być trochę gorzej ukrwione. Czyli innymi słowami – jest to objaw niedokrwienia nerwów w związku z napięciem w tkankach. To bardzo subtelne zmiany przejściowe, np. drobna asymetria w trakcie podnoszenia brwi lub w kąciku ust podczas uśmiechania się. Trwałych porażeń nigdy nie widziałem osobiście, choć oczywiście mogą się zdarzyć, bo lifting jest przeprowadzany w tkankach, które mieszczą się w bezpośrednim sąsiedztwie nerwów. W trakcie operacji, podnosząc tkanki, dokładnie widzę, jak przebiegają nerwy. Dlatego tak istotna jest doskonała znajomość struktur tkanek i biegłość w operacjach, by ich nie uszkodzić. Dużym utrudnieniem są nici, które rzadko się rozpuszczają, a blisko połowa pacjentów, która przychodzi na lifting, jest już po zabiegu implantacji nici. Wspominałem o tym utrudnieniu w artykule w ubiegłym numerze.

Czy bardzo stresował się Pan, wykonując po raz pierwszy lifting głęboki?

Tak. Jednak, żeby zacząć tak poważną operację, musiałem się wcześniej solidnie przygotować. Wykonywałem kilkukrotnie operację na zwłokach pod okiem największych guru w tej dziedzinie, w ośrodkach akademickich w Saint Louis i w Mayo Clinic w Rochester w Stanach Zjednoczonych oraz Lejdzie w Holandii. Za kilka miesięcy w tym celu odwiedzę jeszcze São Paulo. Żeby zobaczyć w pracy na bloku operacyjnym najlepszych, odwiedziłem mnóstwo krajów, a to oznaczało dla mnie dłuższe wizyty w Nowym Jorku, Miami, Los Angeles. Liftingi deep plane zacząłem wykonywać w 2020 roku, w pierwszym roku to były zaledwie dwa, w kolejnym kilkanaście, w tym roku do czerwca zrobiłem 58 i mój plan operacyjny przewiduje 120 do końca roku. W kolejnym roku chciałbym wykonać również dokładnie 120. To w mojej opinii jest całkiem dobry wynik, bo stawka jest wysoka – chodzi o wygląd i szczęście pacjenta, a dla mnie taka operacja to również spory wysiłek fizyczny i psychiczny. Dlatego też na lifting u mnie trzeba czekać tak długo, mimo że przestałem już wykonywać inne operacje. 

Mam nadzieje, że nadejdzie czas, gdy więcej chirurgów plastyków w Polsce podobnie jak ja zdecyduje się na zawężenie swojej praktyki do wykonywania wyłącznie liftingów twarzy. Jest na to bardzo duże zapotrzebowanie. Podczas ostatniego kongresu chirurgów plastyków w Warszawie przedstawiłem lekarzom sposób, w jaki wykonuję tę operację. Również od czasu do czasu zapraszam do kliniki innych chirurgów, by podzielić się z nimi swoim doświadczeniem. Mam nadzieję, że lifting swojej twarzy będę mógł kiedyś wykonać metodą deep plane u jakiegoś specjalisty w Polsce, a niekoniecznie w USA. Bo lifting wykonany u mężczyzny na szczęście już przestaje być sensacją.

Serdecznie dziękuję za rozmowę.

Dlaczego nici liftingujące są utrudnieniem podczas liftingu?

 

Kiedy tkanki wiotczeją, lekarze medycyny estetycznej często korzystają z nici, które mają za zadanie je unieść. Te  stanowią później problem duży problem dla chirurga plastyka podczas operacji…

Niniejszy przekaz ma charakter niepromocyjny, nie zawiera elementów wartościujących, wykraczających poza obiektywną informację i ma wyłącznie na celu podniesienie świadomości społecznej i poczucia odpowiedzialności na temat zabiegów medycyny estetycznej.

POLECANE ARTYKUŁY

Strona korzysta z plików cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Polityka prywatności Akceptuję Polityka Prywatności

Polityka Prywatności
Serwis internetowy www.estetyczny-portal.pl przeznaczony jest dla profesjonalistów, osób posiadających wykształcenie w zakresie medycyny estetycznej oraz dla przedsiębiorców zainteresowanych produktami medycyny estetycznej w związku z prowadzoną działalnością gospodarczą. Przechodząc do serwisu www.estetyczny-portal.pl oświadczam, że Jestem świadoma/świadomy, że treści na stronie przeznaczone są wyłącznie dla profesjonalistów, oraz jestem osobą posiadającą wykształcenie w dziedzinie medycyny estetycznej tj.: lekarzem, pielęgniarką, położną, kosmetologiem, farmaceutą, felczerem, ratownikiem medycznym, lub jestem przedsiębiorcą zainteresowanym medycyną estetyczną w ramach prowadzonej działalności gospodarczej.